Zawsze powtarzam, że każdy rodzic musi być trochę jak detektyw. Warto jednak w pierwszej kolejności stawiać na szczerą rozmowę niż sięganie po narzędzia inwigilujące czy po pomoc detektywów. Wyobrażam sobie jednak, że coraz częściej bezsilni rodzice decydują się na wizytę w naszej agencji, widząc, że z synem czy córką dzieją się niepokojące rzeczy. Czy w pewnym momencie należy przestać pomagać dziecku lub po prostu „przestać się wtrącać”? To trudne pytanie, ale ja wychodzę z założenia, że dzieci zawsze będą naszymi dziećmi i jak potrzebują pomocy, to należy im jej udzielić, a wcześniej zdiagnozować problem – mówi detektyw Małgorzata Marczulewska.

Rodzicielskie niepokoje w wakacje są zwykle bardziej intensywne

Kradzieże, ucieczki z domu, awantury z rodzicami, nadużywanie alkoholu czy środków psychoaktywnych, znikanie z domu na długie imprezy bez tłumaczenia rodzicom, gdzie się jest, z kim i po co – detektywi przyjmują coraz więcej zleceń związanych ze sprawami dotyczącymi młodych ludzi. Mowa zarówno o nastolatkach, jak i tych pełnoletnich, ale jeszcze bardzo młodych. Rodzice zwracają się zwykle do detektywów, gdy sytuacja jest już rzeczywiście skomplikowana i wymaga sprawdzenia np. towarzystwa młodego człowieka czy tego, jak spędza on swój wolny czas.

– Wakacje to czas, gdy tych zgłoszeń jest więcej. Dotyczą one np. tego, że nastolatkowie czy młodzi ludzie znikają z domów na całe noce „imprezując” ze znajomymi, a rodzice są zaniepokojeni brakiem odpowiedniej informacji na temat tego, co młody człowiek robi. W wakacje jest także więcej ucieczek z domów. Rodzice bardzo często martwią się także o pierwsze miłości swoich dzieci i zdarzają się zgłoszenia, by zweryfikować towarzystwo syna czy córki. Pojawiają się także zlecenia, by sprawdzić skąd córka czy syn mają pieniądze, bo mają je, a kieszonkowe nie pozwalałoby na zakupy ubrań czy udział w wydarzeniach, w jakich dzieciaki biorą udział – mówi detektyw Małgorzata Marczulewska.

Bardzo często niepokój rodziców jest motywowany konkretnymi zdarzeniami np. kłótnią, ucieczką z domu czy podejrzanymi wiadomościami i postami w mediach społecznościowych. Detektywi z powodów etycznych odmawiają sprawdzania, co na Facebooku czy Instagramie pisze młody człowiek. Odradzamy również instalowanie aplikacji szpiegujących czy włamywanie się do mediów społecznościowych dziecka. Istnieją inne metody weryfikacji podejrzeń. Takie, które nie generują konfliktów.

„Detektyw jest czasem jak psycholog. Nasza praca nie jest łatwa. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by wspierać rodziców, którzy są zaniepokojeni o swoje dzieci”

Dlaczego w takiej sytuacji warto zwrócić się do detektywów? – Bo działamy delikatnie i tak, by młodzi człowiek nie dowiedział się, że jest weryfikowany. Rodzice mają tendencje do bardzo jasnej konfrontacji: odkryją coś niepokojącego i od razu żądają wyjaśnienia. To powoduje kłótnie, bo przecież młody człowiek od razu wie, że ktoś grzebał w jego rzeczach, czy sprawdzał mu pokój – mówi Małgorzata Marczulewska. – Ostatnio przyszła do nas matka zaniepokojona tym, że jej córka, która zaledwie miesiąc wcześniej ukończyła 16 lat miała w szufladzie prezerwatywy. Jest to sytuacja, która rodzica może zastanawiać, ale matka wybrała złą metodę dialogu i po prostu od razu pobiegła do córki ze znaleziskiem. Skończyło to się poważną awanturą. Kobieta trafiła do nas z prośbą o weryfikację towarzystwa tej dziewczyny. Okazało się, że rzeczywiście ma ona chłopaka – mówi Marczulewska. Czy w tej sytuacji był potrzebny detektyw? – Bardziej spokojna rozmowa i zaufanie. Nasza praca jednak uspokoiła klientkę i przyniosła jej odpowiedź na pytanie, na które córka sama z siebie nie chciała jej powiedzieć – dodaje detektyw.

– Detektyw jest czasem jak psycholog. Nasza praca nie jest łatwa. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by wspierać rodziców, którzy są zaniepokojeni o swoje dzieci. Czasem to nadgorliwość. Wtedy mówimy to wprost. Czasem jednak dzieją się poważne sprawy i nasza praca pomaga rodzicom w ustaleniu, jakiej pomocy może wymagać dziecko – dodaje Małgorzata Marczulewska.